Kiedy byłam dzieckiem, obserwowałam, jak moja mama rano robi makijaż, zanim słońce się obudzi. Przy sztucznym świetle w salonie trzymała kompaktowy lusterko na twarzy i szminką wskazywała linie warg. Zmarszczyłaby je raz, dwa razy, a potem zręcznie zmywała szminkę na policzkach, mieszając ją w skórę opuszkami palców, zamieniając ciężkie smugi w różową poświatę jak mag. Kiedy skończy, przerzuci jeszcze wilgotne włosy i machnie nim na chwilę przed grzejnikiem. Potem wyszliśmy za drzwi, gdy słońce zaczęło się wznosić.
Moi rodzice rozstali się, kiedy miałem dwa lata. Matka zabrała mnie, sprzedała pół taty mojemu tacie, wykorzystała pieniądze na zakup skromnego mieszkania, i tak po prostu staliśmy się dwoma sami w średnim mieście. Bez wsparcia finansowego moja matka rzuciła się w codzienne zadanie utrzymywania światła i biegu ciepłej wody. Moje wspomnienia o niej nauczyły mnie wszystkiego, co kiedykolwiek musiałem wiedzieć o finansowej niezależności jako kobiety.
Wtedy moja matka była młodsza ode mnie. Jeszcze nie trzydziestka już rozwiedziona iz małym dzieckiem wróciła do szkoły, by zdobyć dyplom uniwersytecki. Gdy brakowało pieniędzy, zabierała mnie na wykłady, gdzie posłusznie siedziałem u jej boku, ciągnąc w milczeniu, by zabić czas. Zrobiłaby to samo, gdy zaczęła pracować na pełny etat - ale zamiast tego usiadłabym pod jej biurkiem, co jakiś czas wyłaniając się, by zrobić kserokopię z dodatkowymi jedenastoma miliardami kserokopii moich maleńkich rąk. Wieczorami czytała mi książki, a zanim zacząłem szkołę podstawową, nauczyła mnie czytać i pisać za pomocą napisanych przez siebie fiszek.
Nie sądzę, że wtedy zdałem sobie sprawę, jak ciężko musiało być dla niej, z nieodłącznymi barierami jej niewymywalnego imigranckiego nazwiska (w Australii w latach 80., które nadal było w dużej mierze wrogo nastawione do imigrantów z Europy Południowej), a bycie samotną matką wchodzącą w pracowników za to, co było zasadniczo po raz pierwszy. Nie wiedziałem, żeby powiedzieć „dziękuję” - w tamtym czasie prawie nie rozumiałem imponującej determinacji. Nie rozumiałem, jak musiało wydawać się, że zadania, które ją czekają, wydawały się niemożliwe.
Często mówimy „pokaż, nie mów”, gdy mówimy o opowiadaniu historii, a bez tego, byśmy o tym wiedzieli, moja matka pokazała mi dokładnie, jak być kobietą z własnymi pieniędzmi w banku. Widziałem, jak życie toczy się w górę, gdy jej małżeństwo nie wyszło tak, jak miała nadzieję. Niespodziewany zwrot, który wprawił jej życie w zamieszanie w czasie, gdy ponosiła niezobowiązującą odpowiedzialność wobec małego, potrzebującego człowieka.
Widziałam, jak ściga rzeczy, których pragnęła, nawet gdy świat zdawał się mówić „nie”, iz niestrudzoną wytrwałością pracuje w pozycji, w której mogłaby zapłacić, by nas nakarmić, ogrzać i ubrać. W końcu spotka mojego ojczyma i ponownie się ożeni, a potem zobaczę to na nowo - zobaczyłbym, jak trzyma własne konto oszczędnościowe, a kiedy zarabiał wystarczająco, by ją utrzymać, widziałem, jak odmawia do własnej pracy, którą do dziś wykonuje w niepełnym wymiarze godzin.
Moja mama nauczyła mnie, że jedyną osobą, na której możesz polegać w kwestii wsparcia finansowego, jesteś ty. Życie jest nieprzewidywalne. Ludzie, których pokolenie mojej babci jeszcze bardziej polegało na dochodach. Nauczyła mnie, że jedyną odpowiedzią na wiele nie, społeczną percepcję kobiecości, macierzyństwa i pochodzenia etnicznego, utrudniającą sprawę, jest udowodnienie, że się mylą. Nauczyła mnie, że czasami może ci się nie udać, a to może często boleć, ale wracasz i robisz to ciągle, aż coś się wydarzy.
To była taka sama mentalność, z jaką zmusiła mnie do pójścia do szkoły lub mojej weekendowej pracy w moich nastoletnich latach, kiedy czułem się „chory”.
„Mamo”, zadzwoniłbym do niej z mojej sypialni: „Nie czuję się dobrze i nie sądzę, żebym mogła chodzić do szkoły”. W drzwiach pojawi się niemal natychmiast.
"Co to jest?" zapytała, szurając nogami, by położyć oparcie dłoni na moim czole, by poczuć ciepło, „Czy umierasz, czy musimy spieszyć cię do szpitala”.
„Nie, nic takiego”, powiedziałbym nieśmiało. „Moje gardło jest trochę szorstkie”.
„No cóż” odpowiadała: „Jeśli nie umierasz, nie ma usprawiedliwienia”.
Kiedy dorastałem, nigdy nie przegapiłem dnia szkoły ani pracy.
„Kiedy robi się ciężko”, moja mama powiedziała: „Trudno będzie iść”. Nauczyła mnie, że aby być intelektualnie zdolną i finansowo niezależną, musiałam być nienasycona. Nauczyła mnie także, że cała praca - niezależnie od tego, czy chodziło o stoły, tak jak wtedy, gdy miałem 15 lat, czy pracowałem dla prawnika, tak jak w wieku 25 lat - była pracą honorową. Nigdy nie pozwoliła mi wyjść z pracy w branży usługowej z powodu kataru, ponieważ, jak by powiedziała, „Musisz być dumna ze swojej pracy, bez względu na to, co to jest”.
Ale to były te lata kształtowania się, kiedy tylko my dwaj nauczyliśmy się najważniejszej lekcji.
Wczesnym rankiem, jadąc pustymi ulicami, lampami werandy z mieszającymi się domami, trzepoczącymi jak my mijaliśmy, słońcem wschodzącym nad panoramą miasta, mama pytała mnie, co chcę być, kiedy dorosnę. „Kierowca samochodu wyścigowego” powiedziałbym: „Ale to niemożliwe”.
Jej czoło zawsze brudziło się, gdy odpowiadała na mnie: „Nic nie jest niemożliwe” i po krótkiej przerwie „Co jest niemożliwe?”
„Nic” - odpowiedziałem, gdy wjechaliśmy w światło słoneczne.