Anonim

Odrzucenie jest do bani. To naprawdę śmierdzi. Przez długi czas unikałem tego za wszelką cenę. Plusem było to, że nie czułam się spalona; minusem było to, że przegapiłem możliwości, które chciałem, ale byłem zbyt przestraszony, aby spróbować.

kredyt: QuickMeme

Przez wiele lat powstrzymywało mnie to przed pracą, którą naprawdę lubiłem. Co kilka lat składałem małe pismo, żeby je odrzucić, a potem pielęgnowałem moje rany, a nie atakowałem dwa razy ciężej następnym razem.

Potem, w zeszłym roku, mój przyjaciel Rachele i ja opracowaliśmy plan. Co jeśli zamiast ukrywać nasze odrzucenia, byliśmy ze sobą otwarci? Co jeśli zamiast unikać odrzucania, aktywnie szukaliśmy ich i konkurowaliśmy o nie najwięcej? W ten sposób rozpoczęło się nasze wielkie poszukiwanie niepowodzeń. Zaczęliśmy wątek e-mail, który ma być udostępniany sobie nawzajem i nikomu innemu, który rejestrował każdą próbę. Nasze parametry były szerokie, zwłaszcza na początku. Zawarliśmy każdą pracę, o którą się ubiegaliśmy, każdą z nadesłanych prac, przeszkody i osiągnięcia w szkole. Jeśli nas to przeraziło, to zostało dodane do listy.

Korzyści wynikające z zapisania celów są już znane. Może pomóc Ci uzyskać przejrzystość i zwiększyć szanse na osiągnięcie ambicji. Powiedziawszy to, myślę, że jest coś jeszcze potężniejszego, jeśli chodzi o pozwolenie sobie - i twoim celom - na pełne widzenie przez inną osobę. Nie tylko byłem ze sobą szczery, ale byłem całkowicie szczery wobec innej osoby, co próbowałem zrobić.

Teoretycznie powinno to mnie przerazić. Niech ktoś inny zobaczy każdy sposób, w jaki zawiodłem? Innego dnia powiedziałbym: „Nie, dziękuję!” Sztuką, która sprawiła, że ​​ten konkurs zakończył się sukcesem, był sposób, w jaki niepowodzenie było dopuszczalne, a nawet pożądane. Element „konkursowy” przemówił do każdego z nas. Za każdą podejmowaną przez nas próbę, za każdym razem, gdy stawaliśmy się bezbronni i wypróbowany po coś wpisaliśmy go na listę. Odrzucenia liczono jako punkt. Akceptacje liczono jako punkt ujemny, który negatywnie wpłynął na ogólny wynik. Osoba z największą liczbą punktów pod koniec roku otrzymała nieokreśloną nagrodę.

Pojawiła się nagroda dodatkowa. Wiedziałem, że istnieje możliwość, że Rachele może zakończyć rok z większą ilością punktów, ale tylko jeśli będę miał więcej sukcesów niż ona. To pojęcie było nie do zniesienia, więc zobowiązałem się do podjęcia jak największej liczby prób.

Konkurs zadziałał. Każdy z nas próbował więcej możliwości. Staliśmy się mniej obawiający się każdej porażki, a każdy z nich piekł trochę mniej. Otwarci ze sobą o ile pracy włożono w każdą „wygraną”, zapewniliśmy sobie cheerleaderkę. Wiedziałem, że Rachele nigdy nie będzie mi żałować ani jednego sukcesu, ponieważ znała pracę, która w nią wkroczyła. Widziała, z pierwszej ręki, liczbę odrzuceń, które go poprzedzały. Czuję to samo dla niej.

Konkurs zakończył się na dwa sposoby. Pomogło mi to zmienić sposób, w jaki czułem się przy każdej porażce. Największym zaskoczeniem był dramatyczny efekt, jaki wywarł na moją działalność. Konkurs rozpoczął się w czerwcu 2015 r. W ciągu półtora roku przeskoczyłem do zarabiania na improwizowanej komedii (co jest rzadkością w branży, w której oczekuje się, że nie będzie opłacana), i udało mi się przejść na pełny czas wolny. To nawet wpłynęło na moje życie osobiste. Odkąd aktywnie poszukiwałem profesjonalnego odrzucenia, zacząłem umawiać się odważniej i to doprowadziło mnie do mojego obecnego (i najlepszego) związku.

W ostatnich miesiącach przestałem tak dokładnie oceniać odrzucenia. Ja nie potrzeba im sposób, w jaki kiedyś. Za każdym razem, gdy mam artykuł zaakceptowany, myślę: „Jest dziesięć odrzuceń, aby z nim pójść”. Ostatecznie freelancing to gra liczb. Im więcej strzałów masz na bramkę, tym większy potencjał musisz zdobyć.

Choć może się to wydawać przerażające, pogoń za niepowodzeniem zmieniła moje życie. Teraz robię więcej pracy, którą kocham i grabię ​​w cieście.

Zalecana Wybór redaktorów